Jeden smutek, trzy radości
Już kiedyś pisałam, jak to fajnie, że mam pracę blisko domu. Że mogę do niej chodzić spacerkiem, nie muszę stać w korkach, wstawać skoro świt i takie tam.
Czasami gdy decyduję się podjechać 3 przystanki tramwajem, to fantastyczny jest fakt, że nie muszę znać numeru jakim dojadę. Obojętnie jaki tramwaj podjeżdża, ja w niego wsiadam. Mówię Wam jaka to wygoda, zwłaszcza, że te warszawskie tramwaje jeżdżą co 3 sekundy.
Wspomnienie tych cennych godzin, jakie traciłam wyczekując na przystankach, wpatrzona w dal, czy nie jedzie już moja 13stka do Brzeźna (a ona oczywiście nie jechała, albo jechała tylko, że do zajezdni), nijak się ma do obecnego komfortu jaki daje mi komunikacja miejska w stolicy.
Radocha!
Jutro jadę do Wrocławia i jutro z niego wracam.
Radocha!
Premię dostałam za łikendy spędzone w pracy.
Radocha!
Wczorajsza sesja ciężka, ciężka, ciężka. Ale przyglądam się temu co dla mnie teraz najistotniejsze.
Smuteczek.
Comments
Jeden smutek, trzy radości — No Comments